Kilka wspomnień z sezonu 2020

 


Rok 2020 co prawda ciągle trwa, ale nieubłaganie zmierza ku końcowi. Pora więc na wędkarskie podsumowanie. Był to dla mnie rok wędkarsko może nie rewelacyjny, ale na pewno ciekawy. Tych, którzy  chcą się dowiedzieć jak mi się wiodło w mijającym sezonie, zapraszam do lektury.


Białoryb na spinning

  Muszę przyznać że w tym roku mocno zaniedbałem ten temat. Zwłaszcza jeśli chodzi o wzdręgi i płocie na wodach stojących. A to dlatego, że wiosną i latem mocno zajawiłem się na pstrągi. Nie znaczy to jednak, że totalnie odpuściłem ultra light. 

W kwietniu wybrałem się dwukrotnie na liny na znajome jeziorko, i obie wyprawy dały po kilka zielono - złotych prosiaczków. Łowiłem je na imitacje kiełża własnego wyrobu. Wabik waży około 0,5g i nie posiada główki woframowej jak większość moich jigów. Jest dociążony ołowianą lametą na tułowiu:

fot. KN

Wiosną pojawiłem się też nad Wisłą uzbrojony w leciutki zestaw i trafiłem przysłowiowy dzień konia - leszcze i krąpie brały jak szalone. Wszystkie brania na jigi mojej produkcji, na spokojnej wodzie w niewielkiej zatoczce, większość z nich z opadu, syngalizowana odjazdem żyłki w bok:



fot. KN

Pstrągi

  Temat dla mnie dość nowy, bo pierwsze kroki w pstrągach zacząłem stawiać dopiero w zeszłym roku. W tym roku moje pstrągowanie nabrało rumieńców i wreszcie zaczęły pojawiać się kropki już wyraźnie wystające z ręki:

fot. KN

Jako miły dodatek, od czasu do czasu, meldowały się tęczaki:

fot. KN

Wiślany boleń 

  W wędkarskiej prasie i programach, rape przedstawia się jako rybę niezwykle trudną do przechytrzenia, wręcz nieuchwytną. Szczerze przyznam, że łowienie boleni nigdy nie przysparzało mi większych trudności i na koncie mam ich całkiem sporo. W tym roku złowiłem kilkanaście sztuk, mimo że niespecjalnie się do nich w 2020 przykładałem. 

Nie udało mi się pobić dotychczasowego rekordu który wynosi 73cm. Największego z tegorocznych prezentuje na zdjęciu poniżej. Wziął pewnego letniego wieczoru na bezsterówkę. Przez większość holu wydawał się o połowę mniejszy, dał się podholować niemal pod sam brzeg. Dopiero przy brzegu, kiedy go zobaczyłem jakby zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, i pokazał swoją siłę. Odjeżdżał kilkakrotnie wybierając plecionkę. Dopiero po kilku minutach udało się go podebrać ręką. Miarka pokazała 67cm:

fot. KN

Kleniowe emocje

  Zawsze miałem rękę do kleni i uwielbiam je łowić. Po prostu leży mi ta ryba. 

Wiosną tego roku brodziłem w woderach w podgórskiej rzece. Na kołowrotku nawinięta żyłka 0,14mm, a na końcu zestawu filigranowy mikro jig którego wykonałem na bezzadziorowym haku. 

Rzut pod drugi brzeg, nieco powyżej zwisających tuż nad wodą gałęzi drzewa. Pozwalam jigowi nieco spłynąć na napiętej żyłce. W momencie gdy przepływa na wysokości gałęzi, jednocześnie czuję uderzenie i widzę w krystalicznej wodzie przewalający się miedziany bok grubej ryby. Już wiem, że mam na końcu zestawu dużego klenia. 

Napierający nurt i cieniutka żyłka sprawiają, że walka trwa, wydaje się w nieskończoność. Za każdym razem kiedy udaje mi się podciągnąć go bliżej, kleń robi długi odjazd wybierając żyłkę. Wreszcie z walącym sercem udaje mi się umieścić go w podbieraku. Ma 50cm. Udało się go wyholować na tak cienkiej żyłce tylko dzięki długiej, miękkiej, pracującej na całej długości wędce, która świetnie trzyma rybę. I dzięki dobrze wyregulowanemu kołowrotkowi. Gdyby hamulec był zbyt mocno dokręcony ryba momentalnie zerwała by żyłkę. Zabawa przednia, ale nie róbcie tego w domu.

fot. KN

Tego walecznego wiosennego klenia zapamiętam na długo, mimo że 2020 przyniósł jeszcze dwa inne 50+, tym razem wiślane. Tyle że tu sprzęt był już mocniejszy i hole nie dały aż takich emocji:

fot. KN

Kłątwa Przełamana

  Ile ja się nie naczytałem o grudniowym łowieniu sandaczy! Więc od paru lat dzielnie próbowałem także w ostatnim miesiącu roku. Bezskutecznie - żaden Grudzień nie przyniósł mi sandacza. Wreszcie w tym roku przełamałem złą passę. W pierwszej połowie Grudnia złowiłem dwa zandery - jeden 60 parę centrymetrów i drugi mniejszy - około 50cm:


fot. KN

Najdziwniejsze przyłowy 2020

  W tym roku złowiłem swoją pierwszą ... ukleję na spinning. Wzięła wczesną wiosną na mikro-woblerek, gdy łowiłem jazie.
Na Wiśle złowiłem też certę, podczas polowania na klenie. Wzięła na płytkiej wodzie w wartkim nurcie i miała niewiele ponad 20cm, a uderzyła w 4 cm wobler i była wzorowo zapięta za pyszczek. Bardzo nie chciała się fotografować i uciekła mi z ręki zaraz po odchaczeniu, dlatego nie zaprezentuje fotki. 

Konkurs wygrywa jednak rybka, która zaskoczyła mnie najbardziej - Piekielnica. Zaatakowała obrotówkę w rozmiarze 0, gdy polowałem na pstrągi:

fot. KN

To kilka najciekawszych wędkarskich wspomnień z mijającego roku. Siłą rzeczy nie mogłem opisać wszystkich. Najważniejsze, że każda złowiona przeze mnie ryba wróciła w dobrym stanie do wody, do czego zachęcam wszystkich. 

Ciekawe, co przyniesie kolejny rok...

Komentarze

  1. Dla mnie byl to średni rok. Nie zlapalem ani jednej ryby która mógłbym się pochwalić. Mowa tu o drapieżniku w okolicach 80 cm i więcej.
    Tych w okolicach 70 cm tez nie było za wiele.
    Jedyne co mi dopisało to okon. Na początku i końcu sezonu udało mi się zlowic ryby 38 i 40 cm co na nasze smętne krakowskie realia i tak już jest niezłym wynikiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kolega, notabene znakomity krakowski spinningista miał słaby sezon. Dosłownie w ostatnim dniu roku uratował się okoniem równe 40cm na podkrakowskiej wodzie stojącej i tym samym ustanowił swój nowy okoniowy rekord. Takie mamy realia niestety.

      Usuń

Prześlij komentarz