Krótka opowieść o rzecznych sumach

 

To było już dobrych parę lat temu. Pamiętam że była to druga połowa maja, środek dnia. I że polowałem wtedy na na wiślane bolenie. Pamiętam też, że dzień był gorący, powietrze gęste i z daleka nadchodziła burza. Na kołowrotek miałem nawiniętą żyłkę 0.20mm, a w moim pudełku była przynęta, która zupełnie nie pasowała do całej reszty. Zupełnie nie boleniowa - był to 10cm ripper uzbrojoną w główkę 10gr. 

Nie pamiętam już, skąd wziął się w pudełku i co mnie podkusiło żeby go założyć. Stałem powyżej podstawy główki i oddałem rzut w stronę jej napływu tak, by prąd zniósł gumę w dołek u szczytu ostrogi. Gdy tylko guma dotknęła dna, poczułem atomowe uderzenie, a następnie odjazd pod prąd, z szybkocią i siłą lokomotywy. Wszystko trwało kilka sekund. Zanim zdążylem się zorientować co się dzieje, żyłka strzeliła, a ja stałem na brzegu, usiłując zrozumieć co się stało. Dziś wiem, że miałem wtedy na wędce swojego pierwszego suma. 


Sum - ryba inna niż wszystkie

Nie ma w naszych wodach drugiej ryby, która mogłaby się z nim równać. Żadna nie jest tak silna i nie stawia takich wymogów sprzętowych. Pomijam fakt, że w porównaniu z innymi rybami naszych rzek, sum wygląda jak przybysz z innej planety. Na pierwszy rzut oka - dość niezgrabnie, pewnie ze względu na swój wielki pysk i sporej wielkości łeb. Jest przy tym jednak zaskakująco szybki. Ma w ogonie niesamowity napęd i potrafi błyskawicznie zaatakować ofiarę. Na temat sumów krąży wiele wędkarskich opowieści - jedne są prawdziwe, inne można włożyć między bajki. Niemniej niewątpliwie jest to ryba, która ze względu na swoją wielkość i siłę obrosła w legendę, i mocno pobudza wędkarską wyobraźnie. 

Nie lubi światła dziennego, dnie spędza w swoich ostojach, najgłębszych rynnach i dołach znajdujących się na dnie rzeki. Przy czym nie straszny jest mu największy nawet nurt i uciąg wody. Bardzo aktywny staje się po zmroku a jego żywiołem jest noc. Aktywnie żerujący sum potrafi przemierzyć kilka kilometrów rzeki jednej nocy, by nasycić swój apetyt. Z natury jest samotnikiem. Sumy lubią wysokie temperatury, i jeśli zapytacie kiedy jest największa szansa złowienia suma, odpowiem: ciepłą letnią nocą. Jeśli mamy do tego wysoki stan wody, po ulewnych deszczach, szansa na złowienie suma niesamowicie wzrasta. Sumy często podchodzą wtedy pod brzeg i żerują intensywnie na drobnicy. 
We wrześniu czy październiku sumy biorą rzadziej, jeśli jednak noc jest ciepła, pojawia się wtedy szansa na rekordową sztukę. Największe wiślane sumy, z którymi nie mialem szansy wygrać, brały mi wlaśnie w tych miesiącach. 

W ciepłe letnie wieczory zdarzało mi się obserwować wiślane sumy, przewalające swoje cielska nad powierzchnią wody. Pamiętam też dobrze wieczornego suma, który z wielkim impetem uderzył w dwa spore bolenie, które w panice wyskoczyły nad powierzchnie niczym łososie. Utarło się przekonanie, że sum jest przyklejony do dna. W rzeczywistości żerujący, letni, nocny sum to ryba wybitnie powierzchniowa, i błąd popełniają spinnigiści, którzy szukają go wtedy w głębszych partiach wody. Najlepszą przynętą będzie wtedy mocniej pracujący, płytko chodzący wobler. W tych warunkach, sumy możemy spotkać zarówno przy powierzchni na glębokiej wodzie, jak i na płyciźnie - W obu przypadkach wychodzą tam szukać drobnicy. Warunkiem trafienia suma na płyciźnie jest jej sąsiedztwo z głęboką wodą, np. rynną o szybkim nurcie.

Spory sum którego zlowiłem za dnia (fot. KN)

Czy można złowić suma w ciągu dnia? Można, i to w dwóch sytuacjach: Jeśli woda jest wysoka a niebo pochmurne, sumy często przerywają swoje drzemki żeby przekąsić coś w środku dnia. Można je wtedy spotkać nawet dość blisko brzegu. Dobrą przynętą bywa wtedy 10-12cm ripper, mocno pracujący ogonem, uzbrojony w lżejszą główkę, od czasu do czasu muskający delikatnie dno. Druga sytuacja to trafić suma w jego dziennej ostoi i są to sytuacje bardzo przypadkowe. Przynętą będzie w tym przypadku zwykle mocno obciążona guma, którą wędkarz obstukuje dno, np. głęboką kamienistą rynnę. Guma nawinie się wąsaczowi prosto pod sam pysk, a on nie przepuszcza takich okazji koło nosa. Szukanie sumów w ich ostojach bywa  jednak szukaniem igły w stogu siana. Pamiętajmy jednak, że opisuję swoje doświadczenia i obserwacje z perspektywy rzecznego spinnigisty, wędrującego brzegiem, nie zaś z perspektywy sumiarza pływającego po rzece łódką uzbrojoną w echosondę.

Bliskie spotkanie drugiego stopnia

Moje drugie spotkanie z sumem miało zupełnie inny charakter i ... też zakończyło się porażką. To był  ciepły pażdziernikowy wieczór, przyjechałem nad Wisłę na sandacze, uzbrojony w lżejszy zestaw z dość cienką plecionką. Tuż przed samym zachodem słońca woda ożyła i sandacze rozpoczęły swoje harce, syngnalizując aktywość spławami i uderzeniami w drobnice. Co ważne brały dobrze i agresywnie - wyciągnąłem jednego, zaraz potem drugiego. W jednym momecie nastał zmrok i wszystko ucichło, woda zupełnie uspokoiła się i sandacze zniknęły wczesniej niż zwykle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na wodzie zapanowała niepokojąca cisza. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w łowisko wpłynął sum. 
Kilka kolejnych rzutów lekko obciążoną gumą przyniosło tępe uderzenie. Odruchowo zacinam i czuje rybę na kiju. Przez kilkanaście pierwszych sekund czuję znaczy opór, "mam grubego sandacza" -myślę. 

Dopiero po kilkunastu sekundach ryba orientuje się w sytuacji i pokazuje, że nie jest sandaczem. Dziki odjazd połączony z jazgotem kołowrotka i wygięty w pałąk kij, uświadamiają, że mam na wędce suma, i to sporego. Walka trwała około 30 min, Pamiętam tępę uderzenia (sum wali ogonem w plecionkę), odjazdy za każdy razem gdy tylko udało mi się podciągnąć rybę bliżej brzegu. Pamiętam też palący ból w rękach i barkach - nigdy wcześniej żadna ryba nie dała mi tak popalić podczas holu. Jego siła słabła, przez moment miałem go całkiem blisko siebie, pokazał przez moment nawet swój cały, długi i czarny ogon. Gdy wydawało się już, że będzie mój, plecionka nie wytrzymała. Prawdopodobnie przetarła się o sumową tarkę i pękła.

Mocne postanowienie poprawy

W kolejnym roku, zaraz po okresie ochronnym sumów, postanowiłem złowić wreszcie swojego pierwszego wąsacza. Wróciłem w  miejsce, gdzie zeszłej jesieni przegrałem długi sumowy pojedynek. Pora roku była inna (czerwiec), ale stan wody wysoki jak wtedy, plus sprzyjające ciśnienie i warunki pogodowe. Tym razem byłem lepiej przygotowany - dysponowałem mocniejszym kijem, solidną plecionką i mocnym wolframowym przyponem. 
Zestaw sprawdził się doskonale - złowiłem swojego pierwszego suma. Walczył świetnie. Pamiętam, że oglądałem go długo na brzegu - największe wrażenie zrobiła na mnie paszcza uzbrojony w rzędy ostrych tarek, i jego skóra, inna niż u wszystkich ryb, pozbawiona łusek, jedwabista w dotyku.
Nareszcie mogłem się pochwalić pierwszym złowionym sumem!:

Pierwszy wiślany sum (fot. KN)

Spotkania z rzecznymi potworami

Od tamtej pory złowiłem sporo sumów ponad 100cm. Nie udało mi się jednak złowić większego niż 140cm.

Na wąsacze rzadko poluję celowo, na ogół mam z nimi styczność przy polowaniach na sandacze, które uwielbiam łowić. Miałem dwukrotnie na wędce wiślane sumy, które oceniam na ponad dwa metry. W jednym przypadku walka trwała 5 minut, w drugim około 20. Ani przez chwilę nie czułem, że mam realną szansę na wyciągnięcie tych ryb, zwłaszcza z brzegu, bez środka pływającego i sprzętem który miałem, nie pozwalającym na siłowy hol. W obu przypadkach wzięły wczesną jesienią, przy wyższej wodzie, podczas stosunkowo ciepłych, jak na te pory roku nocy. Siła i dynamika tej wielkości sumów jest nie do opisania. Wędka nie pękła, plecionka wytrzymała. W obu przypadkach sum poszedł z prądem i wszedł w zawady, uciekł w kierunku znanych mu kryjówek. Przypuszczam że były to głęboko zatopione drzewa, wokól których oplątał plecionkę. W takich sytuacjach może się wydawać, że ciągle mamy na kiju suma, który przymurował do dna. Po chwili jednak wyraźnie czuć na drugiej stronie zestawu tępy opór i brak życia. Nie pozostaje wtedy nic innego jak rwać linkę. 


Sum z płycizny - wziął na płytko chodzący wobler na 70cm wodzie (fot. KN)

Sum który uderzył mi w białego rippera (fot. KN)

Branie suma

Branie suma jest mocne i zdecydowane. O ile ostrze nie trafi na tarkę, ryba zacina się bardzo pewnie i głęboko. Często, jakiś czas po zacięciu możemy nie wiedzieć, z jaką rybą mamy do czynienia, zanim sum się nie "rozkręci".
Zauważyłem, że przy mocnych i odpornych na przetarcie plecionkach, rzadko zdarza się przetarcie linki na tarkach suma. Jednak już na żyłce, choćby nawet grubej ale pozbawionej stalowego przyponu,  szanse na wyciągnięcie ryby są minimalne. Nieprawdą jest też, że sumy biorą tylko na dużej wielkości przynęty. Często żerują na drobnym narybku. Zdarzały mi się brania sporych sumów na woblery 4-6cm, a raz nawet na 12 milimetrowy wobler Darka Lipki - kiedy łowiłem nocą klenie.

Sum przyłowiony na 5cm wobler (fot. KN)

Wisła jak Ebro?

Sumy lubią ciepłe wody, to sprzyja ich żerowaniu i wzrostowi. Nieprzypadkowo największe sumy łowi się w hiszpańskim Ebro, które stało się sumową mekką wędkarzy z całej Europy. Nieprzypadkowo też, w Polsce, najwięcej rekordowych sumów padało w zbiornikach, do których zrzucana jest ciepła woda z elektrowni. W Polsce klimat zmienia się z roku na rok, zimy są coraz bardziej łagodne a lata gorące. Nasze rzeki i zbiorniki coraz częściej odwiedzane są przez zagranicznych sumiarzy, w Polsce powstają kluby sumowe zakładane przez wielbicieli tych ryb. A przede wszystkim, zgłaszanych jest coraz więcej rekordowych sumów. Czy Wisła stanie się w przyszłości drugim Ebro?

Kolega i towarzysz wędkarskich wypraw - Tomek, z sumem 180cm złowionym w podkrakowskiej Wiśle (fot. ZR)
 





Komentarze

  1. Raz czy dwa razy do roku nadchodzi taki dzień ze trzeba się zmierzyć z tym silaczem.
    Pierwszy zazwyczaj na początku sezonu drugi pod koniec. To sa oczywiście moje o odczucia.
    Podobne jak Twoje. Nie da się tego przewidzieć i tylko rozmiar suma moze uwarunkować udany hol. Ja mysle ze granica dla sandaczowo - bolenioewego wiślanego sprzętu jest tu 160- 180 cm.
    Przy sprzyjających warunkach taka ryba jest do wyjecia , powyzej tej długości mysle ze nie ma już szans.
    Jak uważacie jaka jest maksymalna długość tej ryby możliwa do wyjecia z brzegu ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że wislany sum do 150cm jest do wyjęcia z brzegu na standardowym zestawie. Wszystkie powyżej 150 tylko przy dużej dozie szczęścia i zaistnieniu odpowiednich czynników, korzystnych dla holującego. Pozdrawiam :-)

      Usuń

Prześlij komentarz