Przyczajony Tygrys, Ukryty Jaź

 


Pogoda, choć płata figle, staje się coraz bardziej wiosenna, a ryby coraz bardziej aktywne. Spragniony wędkarskich wrażeń po zimowej przerwie, staram się być na rybach na tyle często, na ile pozwala czas.


Tego dnia pogoda była wyjątkowo podła: zimny wiatr i zachmurzone niebo, szczęśliwie bez deszczu. Nad jeziorem zawsze znajdzie się jednak jakieś miejsce osłonięte od wiatru. Ubrany niczym w zimie, rozpocząłem łowienie. Rybom najwidoczniej pogoda nie przeszkadzała; już w pierwszym rzucie mam niewielką wzdręgę, wzięła na mikro jiga z opadu:

fot. KN

Po chwili zaczynają meldować się płocie, które o dziwo, chyba lubią tak paskudną aurę. Najpierw maluchy:


Potem coraz większe:

fot. KN

Niestety wielka, gruba płoć z grubaśnym karczychem, o której marzę od dawna, nie melduje się.

Kolejny dzień lepszy, słoneczny, choć wciąż wieje chłodny zachodni wiatr. Tym razem rzeczka, poszukiwania jazia. Dociera do mnie wiadomość, że lokalny znajomy też był na jaziach na niedużej rzece, niestety totalna posucha, zmienił łowisko na wodę stojącą. Nie brzmi to zachęcają, niemniej podjąłem rękawice. 

2 godziny bez żadnego kontaktu z rybą potwierdzają obawy: jazie nie są dziś aktywne. Rzeka jakby martwa, nie widać nawet oczkujących uklei które wiosną są tu prawie wszędzie. Woda podniesiona i mętna - gdzieś wyżej musiało nieźle popadać. 

Wierzę jednak, że gdzieś w głębszych dołkach muszą stać ukryte jazie. Nawet jeśli nie żerują, nie pogardzą kąskiem który przepłynie im leniwie obok nosa. Szukam ich głębiej, przy dnie. 

Mija trzecia godzina. Dochodzę do nowej miejscówki - tu rzeka zakręca, jest szersza i głęboka. Świetne miejsce! Podkradam się przyczajony niczym kot - pochylony, stawiając ostrożnie kroki by nie stanąć na kruchej gałęzi których tu pełno. Trzask pękającej pod stopą gałęzi jest bardzo dobrą metodą na spalenie miejscówki, podobnie jak stanięcie na plastikową butelkę, których nad naszymi rzekami niestety pełno.

 Przykucnięty rzucam pod przeciwległy brzeg i sprowadzam jiga po łuku, turlając go leniwie po dnie. W pewnym momencie, na samym środku rzeki - zatrzymanie! Zacinam i czuję na kiju pulsujący, słodki ciężar. Już po chwili przy powierzchni chlapie się jaź. Nie wziąłem podbieraka, podbieram go ręką, co nie jest  łatwe przy dość stromym brzegu.

Nie mierzę, ale ma na oko 40cm. Do mojego rekordu mu daleko, ale to już zacny jaź. Robię zdjęcie i wypuszczam rybę.

 Teraz mogę już spokojnie wracać do domu.

fot. KN





Komentarze