Wiślane rapowanie - jak łowić bolenie

 


Od dawna przymierzałem się do napisania kilku słów o boleniach. Jestem wszak wędkarzem rzecznym, wiślanym. Nie mogłem się jednak przemóc. Mimo, że boleni złapałem sporo, to rzadko celowo się na nie nastawiałem. Po prostu nigdy nie była to jedna z moich ulubionych ryb  spinningowych. W związku z tym, że nadchodzi Maj i startuje sezon na bolenia, postanowiłem wreszcie wziąć się za bary z tematem i opisać moje doświadczenia związane z wiślanym rapowaniem.


Pierwszy boleń

Każdy gatunek ryby łowi się kiedyś po raz pierwszy, co niezależnie od wielkości zdobyczy, pozostaje na zawsze we wspomnieniach zapalonego wędkarza. 

Mój pierwszy boleń pochodził z Wisły i przyfasolił mocno w rippera, prowadzonego ekspresowym tempem tuż przy powierzchni wody, w upalne czerwcowe południe. 

Chwilę wcześniej zdradził swoją obecność dwoma uderzeniami w drobnice. Szczęśliwie zachowało mi się jego zdjęcie:

fot. KN

 Pamiętam ogromną radość - w tamtym czasie boleń uchodził dla mnie za najtrudniejszą rybę spinningową. Głównie za sprawą artykułów w magazynach wędkarskich, które przedstawiały go jako rybę praktycznie nie do złowienia.

 Przyznam, że po latach, mając swoje własne doświadczenia wędkarskie, podchodzę z dużą ostrożnością do tego co wypisują w wędkarskich artykułach. Uważam wręcz, że pewne stereotypy mają niewiele wspólnego z prawdą, z jakiegoś powodu jednak utarły się z czasem, i należy je łamać.

Być może napiszę kiedyś o tym osobny tekst :)

Kiedy łowić bolenie

Bolenie najlepiej żerują latem i wczesną jesienią. Można je łowić z powodzeniem już od maja, kiedy kończą tarło. Na dobre rozkręcają się jednak od czerwca - kiedy robi się już naprawdę ciepło. Wtedy można już zobaczyć na wodzie charakterystyczne, nieraz bardzo spektakularne ataki na drobnice. 

Najwięcej boleni łowiłem latem, późnym popołudniem, lub tuż przed zmrokiem. Kiedy robiło się zupełnie ciemno - znikały, by wrócić ponownie do żerowania późną nocą. Kolejną dobrą porą jest wczesny ranek - tuż przed wschodem słońca.

Wrześniowy boleń złowiony tuż przed wschodem słońca pomiędzy wiślanymi główkami. fot KN

Bolenie, w przeciwieństwie do innych wiślanych drapieżników nie są bardzo chimeryczne. Nieraz można je z powodzeniem  łowić nawet w samym środku upalnego dnia.

Największe bolenie z kolei, łowiłem we wrześniu, i jest to dla mnie bezsprzecznie najlepszy czas w roku, kiedy można złowić największe sztuki.

Im później wchodzimy w jesień - tym żerowanie boleni jest coraz mniej intensywne. W chłodnym listopadzie jakby znikają - na wodzie nie widać już ich ataków, schodzą w głębsze partie wody. 

Są wędkarze którzy znają miejsca ich późno jesiennego przebywania, i z sukcesami łowią je z dna na różnego typu cykado - podobne wynalazki. Ja jednak nie mam takich doświadczeń, więc się nie wypowiem.

Przynęty na bolenia

Jak wspomniałem, nie jestem "raperem", na bolenie rzadko nastawiałem się celowo. Najczęściej trafiały mi się jako przyłów, przy spinningowych zasadzkach na wiślane sandacze, rzadziej - podczas polowania na klenie. W związku z tym nie używałem woblerów typowo polecanych na rapy.

W moim przypadku bolenie najczęściej "siadały" na płytko chodzące, drobno pracujące, uklejo-podobne, sandaczowe woblery. Rzadziej - na podłużne rippery o oszczędnej pracy. 

Fot. KN

Wisła w Krakowie, poprzecinana progami wodnymi i wyregulowana, bardziej przypomina zaporówkę, niż szybko płynącą nizinną rzekę. 

Jest szeroka i głęboka, i toczy się wolno (w przeciwieństwie do Wisły powyżej i poniżej Krakowa, gdzie jest węższa, płytsza, szybka, pełna kamienistych plaż, wartkich przelewów i głębokich rynien).

Boleń z takiej "spokojnej" wody, jest na ogół grubszy, bardziej "okrągły", nieraz wygrzbiecony niczym leszcz - w przeciwieństwie do jego pobratymca z wartko płynącej rzeki.

Boleń z "zaporowej" części krakowskiej Wisły w Nowej Hucie. fot. KN

Największy boleń, jakiego miałem na wędce, wziął późno w nocy, na spokojnej wodzie, właśnie na krakowskim, "miejskim" odcinku Wisły, na płytko chodzący wobler przypominający kształtem sporego krąpia. Miał bez mała 90 cm. Niestety wypiął się.

Jak wspomniałem nie jestem wielkim fanem boleni, jednak te olbrzymie - mocno pobudzają moją wyobraźnie. W przeciwieństwie do średniaków, które holuje się jak przysłowiową "szmatę", gruby boleń to siła potrafiąca stawić niesamowity opór, którego długo nie zapomnicie. 

Mój największy jak dotąd wyholowany boleń - 73cm. W holu wyprostował kotwice woblera. fot. KN

O ile populacja boleni w Królowej polskich rzek jest znacznie liczebniejsza niż sandaczy, o tyle zdecydowanie częściej łowi się w niej okazowe sandacze, niż bolenie. 

Pytanie o ten stan rzeczy należałoby skierować do eksperta ichtiologa. Być może przyczyna leży w tym, że sandacze osiągają znaczne rozmiary szybciej, i okazowy sandacz (80cm+) jest wciąż rybą stosunkowo młodą, gdy tymczasem tej samej wielkości boleń - rybą wiekową.

Podzielę się z wami małym sekretem. Latem, gdy bolenie gustują w narybku, świetną przynętą na nie bywa mikro wahadłówka, ściągana w wartkim nurcie powolnie pod prąd. Prąd wynosi blaszkę pod samą powierzchnie. Brania są bardzo widowiskowe - charakterystyczna jest kaskada wody kilkanaście metrów od wędkarza, a dopiero w sekundę potem czuć branie na wędce. Nie każda mała wahadłówka będzie jednak dobra, musi być dobrze wyważona, tak by nie gubiła pracy w silnym nurcie. 

Tego majowego dnia złowiłem 5 boleni. Wszystkie wzięły na mikro wahadłówki "wleczone" pod prąd - srebrne i czarne. fot. KN
 

Boleń trudny do złowienia?

I tak i nie. Załóżmy że łowimy za dnia. W wartkich nurtach boleń ma dosłownie moment na decyzję. Uderzy instynktownie w przepływającą obok jego kryjówki przynętę.

 Stąd wzięła się też zasada, że przynętę na dziennego bolenia należy prowadzić szybko - by nie dać spostrzegawczemu drapieżnikowi czasu na przyjrzenie się wabikowi. Tu rapa nie ma czasu na głębsze analizy. Bolenia należy zaskoczyć, wyzwolić w nim instynkt drapieżcy i nie dać mu czasu na refleksje. 

Idąc tym tropem - trącona, mniej przejrzysta woda zwiększy wasze szanse na złowienie bolenia. 

Boleń z "trąconej" po obfitych deszczach, majowej wody. Przywalił w gumę aż miło. fot. KN

W wodzie spokojniej, cwany boleń ma więcej czasu na reakcje i jest trudniejszy do złowienia. Będzie płynął za przynętą, oglądał, doktoryzował się nad nią, by ostatecznie odpuścić.

 Często widać płynącą za przynętą falę - w momencie gdy zbliża się do woblera i już myślicie że nastąpi mocny atak - ryba zawraca lub tylko w nią stuka. 

W rzekach próbujcie prowadzić przynętę szybko i z prądem. Nieraz widziałem żerujące bolenie ustawione pyskami "pod prąd", czekające na pochwycenie spływających z prądem w ich kierunku uklei. Rapy poddawały się nurtowi; dawały się mu znosić parę metrów w dół, by kilkoma ruchami wielkiego ogona podpłynąć znów kilka metrów do przodu, po czym powtarzały zabieg.

Boleń uwielbia chować się za wszelkiego rodzaju przeszkodami, za którymi czai się by zaatakować przepływające ofiary. Próbujcie przeprowadzić swój wabik w takich właśnie miejscach, zastanówcie się gdzie wy byście się "przyczaili" na jego miejscu.

Nie rzucajcie w miejsce w którym właśnie przywalił - już dawno go tam nie ma. Prawdopodobnie zatoczy koło i za jakiś czas wróci w to samo miejsce, by ponownie zaatakować.

Nocny boleń

Nocnego letniego bolenia trudno jest sprowokować do brania. Są jednak tacy którzy twierdzą, że to wtedy biorą te największe sztuki. 

Tu technika powinna być zgoła inna. Wybierzcie nieduży, pływający wobler, który zanurza się ledwo pod powierzchnie. Zwijajcie bardzo powoli, z częstymi zatrzymaniami. Tak nocą zachowują się ukleje, słabo widzące w ciemności, których ławice trzymają się tuż pod lustrem wody. 

Moje nocne bolenie. fot. KN


I jeszcze jedna wskazówka: boleń potrafi uderzyć w przynętę mocno i agresywnie. Nie przesztywniajmy sprzętu. Zamiast esktremalnie sztywnej, szybkiej wędki, wybierzmy tę bardziej spolegliwą.

Komentarze