Hojna Czerwcowa Wisła

 


Czerwcowa Wisła w tym roku jest dla mnie wyjątkowo hojna. Właściwie na każdym wypadzie łowię jakąś rybę, plus zaliczam nie zacięte brania lub spadki fajnych sztuk.

Boleń zamiast klenia

 Nad Wisłę wyjechałem późno. Słońce było już dość nisko i skwar lejący się przez cały dzień z nieba zaczął łagodnieć. O ile nie przepadam za upalnymi dniami, o tyle uwielbiam następujące po nich wieczory: zapach lata, fruwające nad lasem traw owady, czyste niebo, i jedyny w swym rodzaju błogi spokój w powietrzu. 

Z auta miałem do rzeki jeszcze kawałek, spacer był jednak przyjemnością. W ręku delikatny kleniowy kijek, podbierak na plecach. Przedzieram się przez wysokie trawy i ląduję na dzikiej plaży, którą odsłoniła panująca od wielu dni niżówka.

 Jestem tu pierwszy raz. Miejsce ma kleniowy charakter. Zamiast kleni zastaje jednak żerujące zuchwale bolenie. Uderzają wszędzie - na maksymalnie niskiej wodzie przy samych plażach, jak i po drugiej stronie rzeki, gdzie jest zewnętrzny zakręt i głęboka woda.

Przypominam sobie, że w pudełku z kleniowymi przynętami mam niewielką boleniową bezsterówkę rodzimego twórcy. Zakładam ją i wykonuje rzut w miejsce gdzie spodziewam się karpiowatego drapieżnika. Jest bardzo lotna a jednocześnie daje się płytko prowadzić. 

Już w drugim rzucie coś podrywa się do wabika; widzę falę przecinającą wodę. Boleń lubi zawrócić przed samą przynętą. Jak będzie tym razem, uderzy czy nie?

Siedzi! Na miękkiej kleniowej wędce i z żyłką branie nie jest uderzeniem, raczej zdecydowanym zatrzymaniem. Ryba daje się jednak zaskakująco łatwo i szybko wyholować. W ręku ląduje boleń "sportowych" rozmiarów:
fot. KN
Po zmroku mam wreszcie upragnionego klenia około 45cm - robię jednak ten sam błąd od lat: pewny swego próbuję wyjąć rybę ręką, zamiast użyć podbieraka. A ta rzecz jasna zrywa się jak oparzona, spina i ucieka...

Kleń udający sandacza

 Kolejnego wieczoru znów poluję na klenie, z tym że w innym miejscu. Tym razem z mocniejszą i dłuższą wędką, czego wymaga charakter łowiska. Na kołowrotku plecionka zamiast żyłki i zdecydowanie większy niż dzień wcześniej - wobler. 

Przed zmrokiem mam kontakt z dwoma kleniami zacnych rozmiarów, cmokają jednak tylko delikatnie przynętę, nieufnie sprawdzając czy imitacja rybki nadaje się do zjedzenia.

Próbuję w różnych miejscach. Wreszcie, po zmroku, mam atomowe uderzenie, które niemal wyrywa kij z ręki. Ryba robi dużo zamieszania i stawia zdecydowany opór. Obstawiam sandacza, chwilę później sumka. Ku mojemu zdumieniu w mroku majaczy znajomy kształt. Podbieram rybę, zapalam latarkę - piękny kleń!

7cm wobler głęboko połknięty, a ryba zapięta pewnie za obie kotwice. W końcu udaje się odhaczyć sprawcę nocnego zamieszania nie robiąc mu krzywdy. Kładę rybę na miarce - 51cm:
fot. KN

Mój dotychczasowy kleniowy rekord (53cm) wciąż nie pobity, choć po cichu liczyłem na to przed zmierzeniem. Taki kleń jednak bardzo cieszy. 

Pora wracać do domu.



Komentarze