Jesień pełną gębą, fot. WD
"Pamiętaj aby dzień święty święcić". Wziąłem sobie tę dewizę mocno do serca, i korzystając z pięknej, słonecznej, bezwietrznej październikowej niedzieli, wybrałem się na ryby dwukrotnie. Blady świtem uderzyłem na dwu-godzinny, samotny okoniowy wypad - na wodę stojącą. Dzięki temu całą niedzielę poświęciłem rodzinie. Po zmroku ponownie, wraz z Tomkiem, wyruszyliśmy za wiślanym sandaczem.
Okonie brały nieźle. Ale tylko wczesnym rankiem. W pierwszych 45 minutach wyciągam dwa fajne garbuski:
Szybka okoniówka do 11g którą mam od tego roku, w połączeniu z plecionką niesamowicie przenosi brania. Uderzenia okoni czułem aż w łokciu.
Po pierwszej godzinie robi się bardzo ciepło, kurtka która rano świetnie chroniła przed chłodem, teraz staje się przekleństwem.
Zaliczam jeszcze tylko jedno puste okoniowe branie, a następnie szczupak odgryza ogonek w moim wabiku.
Wracam do domu. Dostaje esemesy od kolegi - Grześka. Okazało się w tym czasie kiedy ja łowiłem, on też był na rybach, z tym że na innym zbiorniku Okręgu Kraków.
Schwytał pięknego szczupaka 73cm, oraz pięknego czarnego okonia. Obie ryby na wcale nie mały wobler ze sterem:
Niedzielne ryby Grześka, fot. GK
Po 19:00 rozpoczynam łowienie ponownie. Tym razem z Tommym i na Wiśle.
Tommy łowi tego dnia wyłącznie na spore gumy, ja na woblery.
Owszem łowimy sandacze, ale nie duże:
Komentarze
Prześlij komentarz