O rzekach, rybach i polityce

 



Państwo z tektury

Wygląda na to że nasze Państwo i jego ociężały aparat administracyjny nie działa. Zmieniają się jedynie partie rządzące, ale tendencja pozostaje ta sama.  

  • Rakieta w lesie pod Bydgoszczą o której dowiadujemy się od ... grzybiarzy
  • Obecność na terenie Polski helikopterów z Białorusi obwieszczają spacerowicze
  • W internecie już krążą memy, że o obecności wagnerowców w Polsce nasze służby i media dowiedzą się od Pani Krysi u której w sklepie zrobią zakupy.

Jak zresztą traktować poważnie Państwo w którym instytucja zwana Wody Polskie w rzeczywistości degraduje nasze wody, a Polski Związek Wędkarski ma wędkarzy w dalekim poważaniu (podobnie jak stan rybostanu w naszych rzekach). 

W obliczu ryzyka utraty części łowisk na rzecz Wód Polskich, panowie z PZW przypomnieli sobie nagle o istnieniu wędkarzy i próbują ich wykorzystać do swoich celów. Udają rzecznika zwykłych wędkarzy. Jeśli obronią swój stan posiadania, zapomną o nich równie szybko, jak o nich sobie przypomnieli.

O zatruciu rzeki Wilgi inspektorzy WiOŚ dowiedzieli się od zwykłych obywateli. Byli to wędkarze społecznicy, którzy sprawili, że inspektorzy łaskawie pojawili się na miejscu. Wędkarze przyprowadzili ich tam i pokazali martwe ryby palcem. Inspektorzy nie spieszyli się - próbki wody pobrali zbyt późno, nie pobrali martwych ryb do badania...

Przykłady można by mnożyć. Jeśli zwykli obywatele, w tym przypadku wędkarze i ekolodzy, nie wezmą spraw w swoje ręce, żadne działania nie zostaną podjęte. 


PZW, rzeki i spinning

Jeśli PZW utraci wody płynące na rzecz Wód Polskich, nic złego się nie stanie. Pod Wodami Polskimi nie będzie ani gorzej, ani lepiej. Ot, po prostu nic się nie zmieni. Związek i tak rzekami kompletnie się nie interesuje. Podobnie jak wędkarzami łowiącymi na spinning. Jest to związek grunciarzy i spławikowców. 

Pieniądze wędkarzy spinningowych czy muchowych, które Ci wnoszą w ramach rocznych składek, idą na zarybienie wód stojących karpiem kroczkiem. Czy w takim razie powinniśmy być zrzeszeni w PZW, czy może jednak podlegać pod zupełnie inną instytucję, która lepiej zadba o nasze interesy?

Każdy ocenia działalność PZW z perspektywy swojego podwórka, i Okręgu w którym opłaca składki

Dlatego ja nieraz zadaje sobie pytanie, za co płacę jako wędkarz spinningowy, łowiący niemal wyłącznie na Wiśle w Okręgu Kraków? Tylko i wyłącznie za święty spokój. Kontrole praktycznie się tam nie zdarzają, ale jeśli mam opłaconą kartę, przynajmniej nie muszę oglądać się za siebie wędkując (w przypadku gdyby jednak kontrola jakimś cudem miała miejsce). To jedyny profit. 

Przychodzą mi tu na myśl sceny z filmów, kiedy dwóch karków z lokalnej mafii odwiedza sklep i każe płacić jego właścicielowi haracz, za bezpieczeństwo i spokój. Sklepikarz nic nie dostaje w zamian, ale przynajmniej ma pewność, że nikt nie będzie go niepokoił.

Na naszej Wiśle nie ma zarybień, kontroli (walki z kłusownikami), budowy tarlisk przez Związek. Związek nie występuję w charakterze rzecznika wędkarzy, kiedy rzeki są zanieczyszczane czy w nieludzki sposób regulowane. Nie dba o tworzenie dojazdów do łowisk. Nie tworzy mądrych przepisów chroniących rybostan. 

Nie reaguje, gdy na skutek dramatycznych wahań wody wywołanych przez instalacje na stopniu Przewóz (stopień wody pomiędzy Wisłą w Krakowie a Wisłą poniżej Krakowa) wiosną ginie ikra ryb i wysychają tarliska. W każdym normalnym kraju obywatel płaci za konkretne dobro lub usługę. Tutaj płacimy za to, że rzeka płynie i że jakimś cudem ryby jeszcze w niej egzystują.

I nie zrozumcie mnie źle; chętnie wniósłbym nawet wyższą opłatę, gdybym tylko widział jakieś realne działania i rozumiał za co płacę.


Wakacyjny spinning

Ani lipiec ani początek sierpnia nie był dla mnie w tym roku łaskawy.  Po pierwsze - nie miałem czasu bywać nad wodą często. Po drugie, lipiec uważam za jeden z najgorszych miesięcy do spinningowania na Wiśle. Ryby są wtedy ospałe i niechętne do współpracy. 

Po trzecie - w tym roku odstawiłem znane mi i dość pewne miejscówki, na rzecz odkrywania nowych miejsc na Wiśle. Postanowiłem wyjść nieco ze swojej strefy komfortu i uderzyć w nieznane. Uważam że jeśli usilnie przyklejamy się do kilku jedynie znanych miejscówek, to wędkarsko stoimy w miejscu.

Najczęściej zaczynałem wędkować wieczorem:

fot. TM

zahaczając o noc:

fot. TM

trafiały mi się sportowe bolenie, jak ten:

fot. KN

i klenie, jak poniższy, który atomowym uderzeniem zebrał smużaka zaraz po jego wpadnięciu do wody:

fot. KN

Dodatkowo miałem sporo brań sumów, w tym kilku naprawdę sporych. Jako że w tym roku łowię dość lekkimi zestawami, to hole i odjazdy kończyły się na ogól zerwaniem plecionki bądź żyłki. 

Model węgierski w Polsce?

Notabene mam wrażenie, że sumy zaczynają stanowić prawdziwą plagę na Wiśle, i pewnie nie tylko. Rozmnażają się na potęgę. Z ciekawością wysłuchałem ostatnio teorii pewnego ichtiologa, który przekonywał, że na skutek zmian klimatycznych idziemy w stronę "modelu węgierskiego". Ma to oznaczać że dominującymi rybami w naszych wodach ma być w przyszłości właśnie sum, karp i karaś.

Póki co, wszystko wskazuje że może mieć rację.


Komentarze

  1. cześć, jesteś może zarejestrowany na jerkbacie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzyśku, co do PZW to pełna zgoda. Chyba gorzej i tak już być nie może. Znajomi łowią na Świnnej Porębie (zbiornik pod auspicjami Wód Polskich) i jak na razie bardzo chwalą sobie tamtejszy rybostan i brak wędkarskiej presji (bo jednak zdecydowana większość wędkarzy należy do PZW). Chociaż... ostatnio padły sandacze na nokillu w Podgórkach Tynieckich i Wody Polskie winą za to obciążyły....wędkarzy, którzy rzkomo wypuszczając ryby, kaleczą je i powodują ich zgony ! Więc nie wiem co lepsze, czy dżuma, czy cholera....

    A co do rybostanu Wisły, to rozwiązania na jego poprawę są banalnie proste i wcale nie chodzi o zarybienia !

    1) Trzeba przede wszystkim rozburzyć wszystkie stopnie na krakowskiej i okołokrakowskiej Wiśle. Tak, jak pisałeś, taki Przewóz czy Łączany corocznie zabijają tysiące małych rybek różnych gatunków i uniemożliwiają natruralne tarło. Blokują również transport materiału rzecznego, przez co Wisełka coraz głębiej wcina się w teren. Popatrz jak wysokie są nadwiślańskie skarpy w Grabiu czy Niepołomicach.

    2) Eksterminacja kormoranów. Te czarne ptaszyska dokonały istnego pogromu wislanego rybostanu w ostatnich latach. Ale chyba kończy im się u nas jedzenie, bo o ile w 2022 na pewnym odcinku Wisły naliczyłem ich ok. 150 szt., o tyle w tym roku, na tym samym odcinku było ich już tylko ok. 30 szt. Powinno być tak, że nic co wleci do naszego okręgu, nie ma prawa z niego wylecieć.

    3) Udrożnienie dopływów i budowa tarlisk. Likwidacja betonowych "wodospadów" na dopływach Wisły jest warunkiem sine qua non dla jej rybostanu. Prądnik, Sanka, Wilga, Skawinka. Wszystkie te rzeki mogłyby być doskonałymi tarliskami dla wiślanych ryb i "podchowalnikami" dla narybku, gdyby nie nienaturalne betonowe przeszkody, które w mojej ocenie są zupełnie zbędne.

    Bez spełnienia powyższych co roku będziemy narzekać na lichy rybostan rzeki. I niestety, w mojej ocenie, z roku na rok będzie coraz gorzej.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest bardzo wiele do poprawy. Serce się kraje patrząc na nienaturalnie wyprostowane rzeki, poprzegradzane progami, z odciętymi od nich starorzeczami. Ryby muszą mieć nieograniczoną możliwość wędrówki w górę i w dół rzeki, wpływania do dopływów i starorzeczy, w poszukiwaniu nowych tarlisk, siedlisk czy baz pokarmowych. Jedną z najbardziej skrzywdzonych przez meliorantów rzek w naszym Okręgu jest Skawinka. Kto ją zna ten wie o czym mówię. Wielka szkoda bo mogła by być piękną rzeką o wielkim potencjale. Wyprostowana, wsadzona w kamienne lub betonowe opaski rzeka nie tylko nie stwarza warunków do bytowania ryb, ale powoduje gwałtowne wezbrania, ucieczkę wody (brak jej magazynowania, spadek wód gruntowych) a także EROZJĘ wgłębną. Przyjrzyjcie się Państwo Wiśle poniżej Krakowa. Na pierwszy rzut oka widać, że rzeka z roku na rok coraz bardziej ryje dno i płynie w coraz głębszym korycie. Żeby dostać się do lustra wody należy zejść po stromym 15m brzegu w dół. Idę o zakład że w przeszłości nie było to 15 a 1-2m. A co do stopni wodnych - pomyśleć że moglibyśmy dziś łowić łososie, trocie czy jesiotry na Wiśle...

      Usuń
  3. Niestety tamy to ich jedyne rozwiązanie i będzie gorzej. PZW robi dokladnie tyle co napisałeś. Czyli nic. Reszta to machina panstwowa. Socjalistyczna.

    Dopóki nie zbierzemy się całą bandą i nie zacznie o nas być głośno w gazetach i telewizji będzie coraz gorzej. Jest szansa wypowiedzieć sie w tym miesiącu 29.09 w Klastrze Innowacji społeczno gospodarczych na Zabłociu w Krakowie. Start godzina 18:00 i zapraszam Was tam jak chcecie żeby coś sie zmieniło. To jeden z 1 spotkanie wkurzonych wedkarzy do jakiego dojdzie. Wedkarze są wkurzeni i to jest okazja zeby sie wypowiedziec. Bedzie radio i dziennikarze. Bedzie kilku profesorów i radnych. Trzeba tam być, jeżeli chciecie aby cokolwiek sie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam że to świetna inicjatywa. Czas podejmowania prób rozmów ze Związkiem się zakończył. Należy się organizować i rozmawiać bezpośrednio z właściwymi instytucjami, z pominięciem Związku.

      Usuń
  4. Dokladnie. Zwiazek wedkarski nic nie moze jest tylko uzytkownikiem wedkarskim.
    Jak uzytkuje wszyscy wiemy. Ich czas i tak juz minal.
    Pora na nowe twory i stowarzyszenia. Chyba ze podadza sie do dymisji i pozwola mlodym dzialac.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz