W czerwcu ukleje odbywają swoje tarło. Wybierają do tego płytką wodę - wartko płynącą po żwirowym dnie. Są wtedy agresywne i często zapinają się na przynęty spinningowe niewiele mniejsze od nich samych. Spinningista, który odkryje takie miejsce, będzie w siódmym niebie.
Drapieżniki wygłodniałe po swoich majowych godach, zaglądają wtedy ochoczo na te płycizny, napychając sobie brzuchy na uklejowej stołówce. Trwa szał żerowania! Grube klenie, bolenie, sumy, ba - nawet sandacze zwykle nie wchodzące w tak płytką wodę, są tam teraz stałymi gośćmi.
Magiczna Wisła
Teraz już nie w głowie mi wody stojące, wzdręgi, jeziorowe okonie czy szczupaki
Od 1 czerwca liczy się tylko Wisła, i tak z małymi wyjątkami będzie już do końca roku. Nigdzie indziej nie czuję tej magicznej atmosfery wieczorno-nocnych łowów. I tylko tu czuję tę nieznośną potrzebę odkrywania tajemnic, zazdrośnie skrywanych przez nurt rzeki. Jest w tym coś co intryguje i przyciąga. Jesteś 4 godziny bez brania ale wiesz, że w kolejnej minucie możesz mieć na kiju rybę życia, i spotkać się z rzecznym potworem, być może na miarę rekordu Polski.
Czerwiec jest nad Wisłą szczególny. Zwłaszcza wieczorem po upalnym dniu. Najdłuższe w roku wieczory, krótkie jasne noce pełne spadających gwiazd. Mieszanina zapachów i odgłosów, to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat gdy zostajemy na noc nad czerwcową Wisłą.
Coś się ruszyło
Jak opisywałem w poprzednim tekście - pierwsza połowa czerwca nie była dla mnie łaskawa. Nie zniechęcałem się, mimo niepowodzeń. Wreszcie w drugiej połowie miesiąca zacząłem łowić pierwsze ryby.
Najpierw trafił się nieduży boleń:
Na kolejnym wypadzie, nocny jaź:
Wreszcie, w niedzielę 25 czerwca pojawiłem się na miejscówce, w której odbywało się tarło uklei.
Miejsce dało przyzwoitego bolenia, który w wartkim nurcie przydzwonił w wobler mocno i niecierpliwie, jakby bał się, że szybki prąd sprzątnie mu zaraz posiłek sprzed nosa:
Zaraz potem na 7cm wobler wyciągam ... ukleje, która jest zachaczona regulaminowo - jednym grotem kotwiczki za pyszczek. Wykonuje kolejne rzuty, licząc na naprawdę dużego bolenia.
Żerowanie boleni jednak ustaje, na wodzie cisza a koleje przepuszczenie wabika nie przynoszą kontaktów z rybą. Nagle Bum! Coś zaatakowało drobnice 10 metrów przede mną, przerażone ukleje robią fikołki i salta wyskakując ponad metr nad wodę.
Jeśli to boleń to musi być naprawdę spory. Posyłam w jego kierunku wobler. Przy trzecim rzucie czuję brutalne targnięcie, zacinam, i po kilkunastu sekundach już wiem, że na boleniowym kiju mam suma. I już rozumiem, dlaczego zniknęły bolenie: w łowisku pojawili się nieproszeni goście.
Suma udaje się wyholować, co nie jest proste w mocnym nurcie. Kotwiczka za którą jest zapięty jest cała pogruchotana. Robię zdjęcie z rybą:
Nie po niego tu przyjechałem. Nie jestem łowcą sumów. W przeszłości polowałem na nie z pewnymi sukcesami, ale teraz unikam ich jak mogę. Niemniej pierwszy sum w tym roku na swój sposób cieszy. Tym bardziej po bezrybiu które ostatnio zaserwowała mi Wisła. Wypuszczam rybę i przez chwilę patrzę jak odpływa.
Wracam do wody w spodniobutach. Już pierwszy rzut przynosi kolejną "bombę". Kołowrotek bzyczy, ryba ucieka z nurtem. Wiem, że mam kiju suma znacznie większego niż poprzedni, ale jednocześnie czuje, że ta ryba jest do wyholowania. Niestety, w chwilę potem plecionka przeciera się na sumowej tarce.
"Niech to diabli! To był mój ulubiony wobler, w dodatku całkiem nowy" - pomyślałem. Rozglądam się i zdaje sobie sprawę że nastała już noc. Nieśpiesznie składam wędkę i kieruję się w stronę auta. To był fajny wieczór.
Przeczytaj także:
Krótka opowieść o rzecznym sumie
Wiślane rapowanie-jak łowić bolenie
Krzyśku, niestety sumów u nas jest stanowczo za wiele. Wydaje mi się, iż po części są one odpowiedzialne za zanik innych gatunków. Przecież taka wielka ilość sumowych gęb musi coś jeść. I raczej nie są to kiełże czy widelnice. W mojej ocenie PZW lub WP powinno odpowiednio na ten stan rzeczy zareagować i zaapelować do ministerstwa środowiska o zmniejszenie na rok lub dwa wymiaru ochronnego suma do np. 50 czy 60 cm.
OdpowiedzUsuńSuma obecnie jest zdecydowanie za dużo, nie tylko we Wiśle ale też w jej dopływach - łowi się je na bieżąco w mniejszych rzekach w których kiedyś nie występowały. Nawet w samej Wiśle sum był kiedyś rzadkim przyłowem, na ten moment łowię sumiki male i nieco większe niemal na każdym wypadzie - nieważne czy chodzę za kleniem, boleniem czy sandaczem. Od czasu do czasu trafia się większy i zabiera wobler. Zajmują miejsca w rzece które kiedyś były ostoją innych ryb. Myślę że taka ilość suma spowoduje skurczenie się pogłowia innych gatunków, co może być widoczne już za kilka lat.
Usuń