Wiślany Dublet

 


No i stało się. Po raz pierwszy od wielu lat odechciało mi się wędkowania, choć nigdy bym nie pomyślał że będzie to możliwe!

Poświęciłem się innym zajęciom, które pochłonęły mnie do tego stopnia, że dwa bite tygodnie moja noga nie stanęła nad wodą (mimo dobrej bądź co bądź, wędkarskiej pogody). Ba, nie myślałem nawet w ogóle o rybach!

Poczucie wędkarskiej przyzwoitości nakazało jednak w końcu wyskoczyć na ryby. Jak się okazało -Wisła nie obraziła się na mnie. Wręcz przeciwnie - przywitała mnie w bardzo hojny i zaskakujący sposób.


Powrót nad Wisłę

Była to niedziela 12 maja. Słoneczny dzień, jednak nieco wietrzny. Późniejszym popołudniem miałem trochę wolnego czasu, a wiatr zaczął się uspokajać. Patrzę na kalendarz; ostatni raz na rybach byłem 27 kwietnia łowiąc wiślanego klenia. Równe 14 dni bez wędki w ręce. Szybka decyzja - jadę na ryby!

Ok tylko gdzie i na co? Jakoś nie bardzo chciało mi się polować na wiślanego bolenia, za którym uganiają się teraz wszyscy. 

Z kolei perspektywa tłoku nad wodą stojącą, typowa w majową, słoneczną niedzielę, była co najmniej odstraszająca. W głowie pojawia się szalony, wydawałoby się w pierwszej chwili, pomysł; jadę na wiślanego szczupaka. W końcu to maj!

Szybko pakuje do pudełka  kilka woblerów, które ostatni raz widziałem jeszcze w zeszłym roku. Znam kilka miejsc gdzie na Wiśle można przy dużej dozie szczęścia trafić szczupaka. Wybieram jedno z nich, pakuje sprzęt i w drogę.

Nad Wisłą melduję się o 18:20. Rzeka wygląda pięknie, jednak stan wody niski jak na maj, mimo że dzień wcześniej padał deszcz. Składam wędkę, do końca plecionki dowiązuję wolframowy przypon. Teraz decyzja jaka przynęta. Wybór pada na niedużego jerka.


Wiślany dublet

Wykonuje pierwsze rzuty. Niedaleko ode mnie łowi inny wędkarz. Brodzi w wodzie w spodnio-butach i wygląda dość profesjonalnie. Widzę że poluje na bolenia - prowadzi niedużego woblera szybko z prądem. Jak później okaże się w rozmowie, przed moim przybyciem złowiłem dwa sportowe bolenie - około 50cm.

Jerka prowadzę na różne sposoby. W pewnym momencie ładuję się w twardy zaczep, nie mogę ruszyć z miejsca. Zaczep nagle ożywa - mocno targa wędką, odjeżdża kilka metrów i uderza do dna. Podciągam rybę bliżej siebie i znów odjazd. Jest silna - mimo że hamulec mam mocno dokręcony, wybranie 10 metrów plecionki nie sprawia rybie żadnego kłopotu. Czyżby sum? 

Zabawa trwa dłuższą chwilę. W końcu widzę rybę - piękny szczupak!

Wziąłem zbyt mały podbierak i podbieram go z dużymi problemami. Walczy mocno także na brzegu. Przynęta połknięta bardzo głęboko. Wyciągam z plecaka rozwieracz i dłuższe nożyce do odhaczania. Te które mam przypięte do kamizelki są dobre do wypięcia klenia. Nie nadają się do głębokiej paszczy uzbrojonej w ostre zęby.

Wypięcie kotwiczki tkwiącej głęboko w gardle wymaga precyzji, a szczupak wcale nie pomaga - ryba szarpie się, kilkakrotnie wyrzucając rozwieracz z paszczy. Ręce trzęsą się nie tyle z wędkarskich emocji co ze stresu - im dłużej ryba jest na brzegu, tym mniejsze będzie miała szanse na przeżycie. 

Wreszcie udaje się. Przywołuję wędkarza, obaj reanimujemy grubą samicę. Proszę go o zrobienie mi zdjęcia. Wyciągam miarkę i kładziemy na niej rybę. Ma 75cm, mój nowy szczupakowy rekord! (o poprzednim rekordzie pisałem tu: Nowy Rekord ).



Mój nowy rekord: 75cm

Ryba w końcu odpływa, choć z problemami. Mam nadzieję że przeżyje nasze spotkanie.

Oglądam niedużego jerka i zauważam, że szczupak wyłamał jeden grot tylnej kotwicy. 

Oba szczupaki wzięły na tego jerka. Nie przywiązujcie jednak wagi do przynęty. Szczupak w gazie uderzy też w innego jerka, wobler sterowy, gumę czy wahadłówkę. Po prostu załóżcie to, na co lubicie łowić.

Nowo poznany kolega wraca do rapowania, ja rzucam dalej za szczupakiem, nie zmieniając szczęśliwej przynęty. Po chwili znów tajemniczy zaczep, który tym razem docinam. Teraz już wiem, że mam na końcu zestawu kolejnego szczupaka. Ryba mimo że mniejsza, walczy zaciekle. Nie sposób porównać walki wiślanego szczupaka do holu bolenia czy nawet dużego sandacza. To hol który daje masę sportowych emocji!

W końcu podbieram moją zdobycz. Miarka pokazuje 67cm. Ten jest zapięty w samym kąciku paszczy, odhaczenia go jest formalnością. Odpływa szybko i energicznie. Wcześniej proszę jeszcze wędkarza o kolejne zdjęcie:


Proszę chwilę wcześniej poznanego wędkarza o kolejne zdjęcie. Zauważamy że ta samica, w przeciwieństwie do poprzedniej, ma czerwone płetwy. 


Jest jeszcze jasno, choć słońce właśnie zaszło. Rozgrzany wędkarskimi emocjami dopiero teraz zauważam, że zrobiło się chłodno. Poznany wędkarz jeszcze zostaje, ja pakuję się i wracam do samochodu.

W drodze do domu rozmyślam jeszcze o moim połowie. Przypominam sobie też szczupaka, którego złowiłem w Wiśle dwa lata wcześniej. Tamten wziął inaczej; zaraz po zarzuceniu. To był strzał w jerka na napiętej lince, gdy jerk lusterkując opadał i zbliżał się do dna (pisałem o tym tu: Wiślany Szczupak ).


Znikający Szczupak

W temacie szczupaków smuci raport, na który natknąłem się w tym tygodniu. Z danych Instytutu Rybactwa Śródlądowego oraz Polskiego Towarzystwa Rybackiego wynika, że w ciągu ostatnich 15 lat połowy szczupaka zmalały o niemal 50%. Naukowcy wskazują, że przyczynia się do tego wzrost temperatury w rzekach i jeziorach (zmiany klimatu). A także regulacja rzek (brak odpowiednich miejsc do odbycia tarła).


Szczęśliwy sezon

Ten sezon jest dla mnie wyjątkowy. Jeszcze dobrze się nie zaczął, a już pobiłem moje spinningowe rekordy w 4 gatunkach ryb:

-płoć (marzec)
-karp (kwiecień)
-jaź (kwiecień)
-szczupak (maj)

Co ciekawe, na ryby jeździłem rzadziej niż w poprzednich latach, i w tym roku łowiłem "na luzie" - bez jakiejkolwiek presji na wynik, co zdarzało się w przeszłości. Od jakiegoś czasu wychodzę z założenia, że wędkuję żeby pobyć nad wodą, nacieszyć się otaczającą przyrodą i zrelaksować. Zupełnie też nie porównuje się z innymi. Może to tajemnica sukcesu? 


Komentarze

Prześlij komentarz